Futbol. Kropka.


Wiele osób mówiło mi – fajnie piszesz, dobrze się to czyta. O jakieś polityce zagranicznej państw Zatoki Perskiej. Kiedyś z Wojtek Boliński założyliśmy bloga. O piłce rzecz jasna, no bo nie o podziale na lewactwo i prawactwo, wszechobecnym w dzisiejszej przestrzeni publicznej. O piłce. O rzeczy najważniejszej z najmniej ważnych. Mieliśmy pasję, zapał, ideały i wiarę. Wiarę ku temu, iż futbol to coś więcej niż wymęczone dziewięćdziesiąt minut w wykonaniu spoconych facetów, gdzie o wyniku decyduje i tak ślepy fart, albo ułomność przeciwnika, w najlepszy, wypadku ekscytacja rzutami karnymi. Jak mawiał Jacek Gmoch – dwa centymetry na bucie – dziesięć metrów w powietrzu. Pirlo – mała stopa. Wielu urządzało z tego tak zwane ‘heheszki’, aczkolwiek niewielu było świadomych jego wiedzy, doświadczenia, dorobku i dystansu do otaczającego świata. W czasach żartu, beki i post-informacji, gdzie za eksperta uchodzi spocony Seba z klatki obok, a Zarzeczny był prosiakiem z Eleven.

Wojtek umiłował Real Madryt. Zidane, Beckham, Figo and company. Zidanes y Pavones. Kto nie zna tego pojęcia – może przestać już czytać I wrócić na Sport.pl. Na marginesie – po Superpucharze Wojtek doznaje chwil uniesień – „Oglądasz to?!”. Ja postawiłem na bardziej przyziemną rzeczywistość. Dotykalną, osiągalną. Mięciel, Roger, Zeigdbo. Rzeczywistość taką Łazienkowską. Swojską. I tak spotkały się nasze umiłowania do piłki. Wczoraj i dziś. Wczoraj – nie znaczy wolej Ziozou po centrze Roberto Carlosa w finale Ligi Mistrzów w Glasgow przeciwko Leverkusen. I to dziś – nie znaczy - bilardowego zagrania Hamalainena do bramki przybyszów z Tiraspola.

Aczkolwiek powraca do mnie nieodparte wrażenie, iż – cytując klasyka – ktoś mnie robi w człona. Cyklicznie. I w dodatku na hasjs. Niby biega, walczy, stara się, nie odpuszcza. Innymi słowy ma wyjebane, pozoruje grę, nic go nie obchodzi. Widzę dziś zawodników takich jak Moulin, Jędrzejczyk, Dąbrowski, Sadiku. Jak na polskie warunki zarabiających 20-30 tysięcy EUR miesięcznie. Wiem – zaglądanie komuś do kieszeni jest słabe. Ale zaglądanie komuś do kieszeni w momencie, gdy ktoś robi z ciebie debila, jest nawet wskazane, trzeźwiące.

Kiedyś Krzysztof Stanowski rzekł, iż pasja przemija. Emocjonalna więź z drużyną wygasa. Czytałem te słowa ze zdumieniem. Brakiem zarumienia. Trzy lub cztery lata temu. Dziś jestem w przededniu tego procesu. Coraz częściej doświadczam tego, iż wolę iść na spacer lub do kina aniżeli na mecz. Czy to starość? Nie. To mądrość. Mądrość chwili i mądrość wieku. Z czasem każdy kibic uświadamia sobie, iż to tylko gra. Dla niego to 90 minut rozrywki, dla piłkarzy 90 minut potu. I potem rozchodzimy się. Kibic zapijać smutki/radości. I piłkarz zapija(nie wiem skąd wziął się mit abstynencji w tym zawodzie) sukcesy i porażki. I to tylko futbol. Tylko i aż. Rozrywka jak każda inna. Z twarzą Michała Kucharczyka. Którego bardzo szanuję. To tylko futbol. To tylko zabawa. Kropka.

This entry was posted on piątek, 18 sierpnia 2017. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

Leave a Reply

Podpisz się imieniem lub pseudonimem. Dyskusja z 5 Anonimami nie ma sensu :)