Wszyscy i wszędzie narzekają na wczorajsze obchody Narodowego Święta Niepodległości. Że bydło, że dzicz, że hołota. Jest w tym zapewne trochę racji (pewnie nawet więcej niż trochę), aczkolwiek mi osobiście obchody bardzo przypadły do gustu. Zaopatrzony w trzy sztuki złocistego trunku, świeżo zrobiony popcorn i ciepłe kapcie zasiadłem przed telewizorem, niczym w oczekiwaniu na finał Ligi Mistrzów, mecz którego jesteśmy świadkami tylko raz w roku.
Alegoria do meczu nie jest tu przypadkowa. Od kilku dni czuć
było doniosłość i powagę nadchodzącej chwili. Obieg drużyny (FC Policja i KS
Ruch Narodowy) już wcześniej odbyły gruntowny trening przedmeczowy, skupiając
się przede wszystkim na taktyce. To głownie dzięki temu mogliśmy zaobserwować
akcje na najwyższym światowym poziomie! Przed pierwszym gwizdkiem odbyła się
oficjalna prezentacja drużyn, był Hymn państwowy oraz apele o poszanowanie
ducha fair play. Na boisko wniesiono także ogromną biało-czerwoną flagę. W
międzyczasie wszystkie strony internetowe drużyny Narodowców zostały przejęte
przez antagonistycznie wobec nich nastawione ruchy kibicowskie określane mianem
Lewactwa.
Na początku brawurową akcję ofensywną na skłot Przychodnia przeprowadzili
Narodowcy. Chcieli szybko zdobyć bramkę, która od razu ustawiłaby spotkanie. Na
nic jednak zdała się owa szarża, odparta przez mieszkańców tamtego przybytku.
Zaprezentowali oni szczelną obronę strefową przed natarciem Narodowców. Ci, nie
zważając na chwilowe niepowodzenie, w kolejnych minutach narzucili swoje
warunki gry, prowadząc atak pozycyjny. Nie okazał się on jednak bardzo
skuteczny, gdyż jak wiemy, polskie drużyny potrafią grać jedynie z kontry.
Na meczu nie mogło zabraknąć rzecz jasna fajerwerków
taktycznych, technicznych oraz stadionowej pirotechniki. W ogniu stanęła tęcza
na Placu Hipstera, odrestaurowana parę dni temu nakładem ponad 60 tysięcy
srebrników oraz kilka samochodów. Były race i stroboskopy. Co ciekawe, w tym
roku wszystkie wozy transmisyjne autokary TVNu ocalały. Na fali euforii
i entuzjazmu przeprowadzono atak na przedstawicielstwo kolejnej wrogiej drużyny
- ambasadę Rosji. Wobec dobrej postawy w defensywie przedstawicieli Policji,
nie udało się niestety zdobyć budynku rosyjskiej ambasady, której
przedstawiciele w pośpiechu zbiegli do szatni.
Z biegiem gry ataki Narodowców były coraz bardziej rwane i
chaotyczne. Policja zdominowała środek pola, dzieląc drużynę na dwie części.
Jak się potem miało okazać, był to klucz do sukcesu. Kapitalna postawa Niebieskich
w defensywie, mówiąc kolokwialnie "zabiła mecz". Ustawili tyralierę odgradzającą
przejście w kierunku Ursynowa, tym samym znacząco zawęzili pole gry. To był
początek końca drużyny Narodowców, która rozbita i podzielona nie była w stanie
przegrupować szyków.
Mimo, iż emocje niczym z La Bombonera udzielały się obu stronom,
na szczęście obyło się bez ofiar. Kilku przedstawicieli Policji odniosło drobne
urazy, co w porównaniu z latynoskimi derbami nie jest niczym szczególnym.
Zatrzymano także kilku fanów gości. Na koniec głos zabrał Donald, prezes
federacji, po raz kolejny ogłaszając politykę zero tolerancji dla chuligaństwa
na stadionach.
I tak rok po roku. Wielkie Derby Polski to nie mecz
Lech-Legia. Wielkie Derby Polski rozgrywają się 11 listopada. Na koniec trochę
powagi. Wydarzenia celnie podsumował to na Twitterze Wojciech Kowalczyk: "Co
może zrobić jedna brzoza? Wystarczy zobaczyć Warszawę".
PS. Na koniec Pan, który wygrał wczoraj Internet: