Magia Ligi Mistrzów

 
Borussia wygrała z Malagą 3:2 (1:1 w bramkach ze spalonego). Dla takich spotkań ogląda się Ligę Mistrzów. Dla takich końcówek ktoś genialny wynalazł coś, co nazywamy dziś fazą pucharową.


Kto mnie zna, zna też moje klubowe sympatie – nie powinno dziwić więc, że nastawiłem się na oglądanie meczu Realu, a nie słabszej Malagi z niemiecką (przez co większych idiotów nazywaną „polską“) Borussią. Kiedy jednak „Królewscy“ strzelili pierwszego gola, pomyślałem, że w tym meczu nic się już nie wydarzy (jak się pomyliłem) i przełączyłem się na niemiecko-hiszpańską rywalizację w Zagłębiu Ruhry.

Kiedy w pierwszej połowie nasz towar eksportowy, nasza gwiazda zaranna, najjaśniejszy z jasnych Lewandinho strzelał na 1:1, myślałem – w drugiej połowie wbiją raz jeszcze i będzie po rywalizacji. A tu jeb! Malaga wbija bramkę ze spalonego. Patrzę i przecieram oczy, nie wierząc w to, co widzę.

No i końcówka. Powiedziano i napisano o niej już niemal wszystko. Jak na razie, mecz sezony w Europie – oczywiście ze względu na emocje, nie na poziom.

Podsumowując: popis bramkarzy, „popis“ sędziów, gol Lewego, słaba postawa reszty polaków. A Lewandowskiemu mam strasznie za złe, że jest gwiazdą w Europie, a biało-czerwoni nie mają z takiego zawodnika ŻADNEGO pożytku od gola z Grecją na Euro. I mimo, że niewątpliwie miłej sytuacji, kiedy w ćwierćwinale LM cały stadion skanduje polskie nazwisko nie mieliśmy dawno (nigdy?), niektórym kretynom można by zaśpiewać: Borussia Dortmund to nie jest polski klub, to jest niemiecki klub, to jest niemiecki klub!  

Także nie wygraliśmy, tylko Niemcy wygrali lub Borussia wygrała. Ok?

This entry was posted on środa, 10 kwietnia 2013 and is filed under ,,,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

Leave a Reply

Podpisz się imieniem lub pseudonimem. Dyskusja z 5 Anonimami nie ma sensu :)