Borussia wygrała
z Malagą 3:2 (1:1 w bramkach ze spalonego). Dla takich spotkań ogląda się
Ligę Mistrzów. Dla takich końcówek ktoś genialny wynalazł coś, co nazywamy dziś
fazą pucharową.
Kto mnie zna, zna też
moje klubowe sympatie – nie powinno dziwić więc, że nastawiłem się na oglądanie
meczu Realu, a nie słabszej Malagi z niemiecką (przez co większych idiotów
nazywaną „polską“) Borussią. Kiedy jednak „Królewscy“ strzelili pierwszego
gola, pomyślałem, że w tym meczu nic się już nie wydarzy (jak się pomyliłem) i
przełączyłem się na niemiecko-hiszpańską rywalizację w Zagłębiu Ruhry.
Kiedy w pierwszej połowie nasz towar eksportowy, nasza gwiazda zaranna, najjaśniejszy z jasnych Lewandinho strzelał na 1:1, myślałem – w drugiej połowie wbiją raz jeszcze i będzie po rywalizacji. A tu jeb! Malaga wbija bramkę ze spalonego. Patrzę i przecieram oczy, nie wierząc w to, co widzę.
No i końcówka. Powiedziano i napisano o niej już niemal wszystko. Jak na razie, mecz sezony w Europie – oczywiście ze względu na emocje, nie na poziom.
Kiedy w pierwszej połowie nasz towar eksportowy, nasza gwiazda zaranna, najjaśniejszy z jasnych Lewandinho strzelał na 1:1, myślałem – w drugiej połowie wbiją raz jeszcze i będzie po rywalizacji. A tu jeb! Malaga wbija bramkę ze spalonego. Patrzę i przecieram oczy, nie wierząc w to, co widzę.
No i końcówka. Powiedziano i napisano o niej już niemal wszystko. Jak na razie, mecz sezony w Europie – oczywiście ze względu na emocje, nie na poziom.
Podsumowując: popis
bramkarzy, „popis“ sędziów, gol Lewego, słaba postawa reszty polaków. A
Lewandowskiemu mam strasznie za złe, że jest gwiazdą w Europie, a
biało-czerwoni nie mają z takiego zawodnika ŻADNEGO pożytku od gola
z Grecją na Euro. I mimo, że niewątpliwie miłej sytuacji, kiedy w
ćwierćwinale LM cały stadion skanduje polskie nazwisko nie mieliśmy dawno
(nigdy?), niektórym kretynom można by zaśpiewać: Borussia Dortmund to nie
jest polski klub, to jest niemiecki klub, to jest niemiecki klub!
Także nie wygraliśmy, tylko Niemcy wygrali lub Borussia wygrała. Ok?