
Czas na odpowiedź na zawarte w tytule tej notki pytanie. Kto się cieszy? Otóż ja się cieszę (zakładam, że do podpisania kontraktu dojdzie). Rozumiem narzekania, że być może Oli ma już w rzeczywistości ze czterdzieści lat, albo, że możliwe, iż przez większość sezonu będzie leczył kontuzje, zamiast grać w piłkę. Padają tu jednak dwa kluczowe słowa: "może" oraz "możliwe". W przypadku Olisadebe wolę stosować zasadę domniemania niewinności. Jestem troszeczkę za młody, żeby pamiętać występy kadry Górskiego, czy Piechniczka i przyznaję, że żaden piłkarz nie dał mi tyle radości co Emmanuel Olisadebe właśnie. Tak, przyznaję, jestem sentymentalny. Wolno mi. Do dziś pamiętam, jak spóźniłem się na transmisję otwierającego eliminacje do mundialu 2002 meczu z Ukrainą. Meczu, w którym, delikatnie mówiąc, nie byliśmy faworytami. Kiedy włączyłem telewizor, prowadziliśmy już 1:0 po bramce Olisadebe. Ech, gdyby Juskowiak trafił karnego, skończyłoby się pogromem, ale 3:1 to i tak była sensacja. No i kto nie pamięta gier z Norwegami w tych eliminacjach? Co prawda postawa reprezentacji Norwegii była zawodem i niespodzianką całych eliminacji, ale to już inna para kaloszy. Spójrzmy prawdzie w oczy - przyszedł facet znikąd i dał nam pierwszy mundial po 16-letniej przerwie. I jestem przekonany - gdyby nie on, tego awansu by nie było. I za moich "świadomych piłkarsko" czasów nie było ani przed nim, ani po nim takiego zawodnika w naszej kadrze. Co prawda, później u Beenhakkera brylował Smolarek, który nawet ustrzelił Portugalię, ale to jednak nie to samo. Z Olim w kadrze mieliśmy poczucie, że wreszcie mamy piłkarza klasy światowej oraz, że nasza reprezentacja wreszcie dogoniła światową czołówkę i już za chwilę tę czołówkę w drobny mak rozniesie. Co prawda Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii pokazały, że Jerzy Engel również miał to poczucie i chyba za bardzo dał mu się zwieść...
Ta atmosfera przed azjatyckim mundialem faktycznie była niesamowita. Będziemy pamiętać 2002 i 2006 bo kto wie kiedy nas czeka kolejny mundial
OdpowiedzUsuń