Piłkarzyki sprzedawczyki, czyli sentymentalna opowieść o utraconych ideałach


Barcelona, Arsenal, Real Madryt. Wielkie firmy, wielkie widowiska, wielkie ideały… ale nie o nich będzie ten artykuł.

Będzie lokalnie. Będzie smutno. Będzie też sentymentalnie, bo chodzi o drużynę, której kibicowałem od małego. Hetman Zamość, bo o nim mowa, odkąd pamiętam, był drużyną tułającą się po dolnych rejonach drugoligowej tabeli (w czasach kiedy druga liga, była jeszcze drugą ligą, a pseudonim Ronaldo kojarzył się z niesamowitymi zwodami i … okropną grzywką).
Sezon 2000/2001 był jednak przełomowy w historii zamojskiej piłki. Ku zaskoczeniu kibiców, Hetman do ostatnich kolejek walczył o baraże do Ekstraklasy. Mecz z Hutnikiem Kraków, walczącym wtedy o utrzymanie miał być spacerkiem. Początek spotkania nie wróżył późniejszej katastrofy. Szybko strzelona bramka uskrzydliła Zamościan. W 18 min. spotkania jeden z zamojskich pomocników pada w polu karnym. Sędzia gwiżdże i pokazuje na wapno. Kibice w euforii. I wtedy zaczynają dziać się cuda. Jacek Ziarkowski, król strzelców drugiej ligi podchodzi do „jedenastki”, strzela … i klops. Trudno, zdarza się, gramy dalej. W międzyczasie Krakowanie wyrównują. Aż przychodzi 87 min. meczu i kolejny karny dla Hetmana. Niespodziewanie do piłki podchodzi jeden z mniej doświadczonych zawodników i … strzela prosto w bramkarza. Dantejskie sceny zaczynają dziać się na trybunach. Lecą okrzyki: „piłkarzyki sprzedawczyki” oraz wiele innych, nieparlamentarnych zwrotów, których przez grzeczność nie przytoczę. Nerwowej atmosfery nie wytrzymuje kapitan Hetmana. Zdejmuje opaskę, ciska nią o ziemię i ostentacyjnie schodzi do szatni.



Szok. Konsternacja. Zdziwienie? Miałem wtedy może 13 lat. Młodym chłopięciem jeszcze będąc niewiele wiedziałem o świecie. Tego jednak było za wiele. Grupa 11 osób, która co 2 tygodnie przyciągała mnie na zamojski stadion w jednym momencie stała się dla mnie niczym więcej tylko drobnymi cwaniaczkami spod sklepu, próbującymi na lewo dorobić do marnej pensji. W 90 minut odarto młodego chłopaka z przekonania, że póki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Odarto go z przekonania, że o zwycięstwie decydują umiejętności, forma, czasem szczęście.
Dlatego chciałbym wam podziękować drodzy piłkarze. Podziękować, że pozwoliliście mi ujrzeć prawdę. Niczym filmowemu Neo daliście mi niebieską pigułkę, dzięki czemu mogłem zobaczyć, że nasza ligowa rzeczywistość to tylko matrix, w którym nikt nie ma na nic wpływu, bo o wszystkim decydują ONI. Działacze, fryzjerzy, dentyści. Pójdźmy dalej, alfonsi, prostytutki i wszelkiej maści element to chleb powszedni marnego burdelu jakim była (miejmy nadzieję, że to już przeszłość) nasza ligowa rzeczywistość.
Opisana historia miała miejsce 11 lat temu. Od tego czasu moja noga nie postała już na zamojskich trybunach.

wspomnieniami podzielił się: Kołolsky

(na razie gościnnie, ale mamy nadzieję, że autor będzie z nami współpracował)

Polecamy również 5-częściowy dokument "Tajemnica Fryzjera obnażona":

http://www.youtube.com/watch?v=lE44MDtG4Bc

This entry was posted on czwartek, 5 maja 2011 and is filed under ,,,,,,,,. You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0. You can leave a response.

2 Responses to “Piłkarzyki sprzedawczyki, czyli sentymentalna opowieść o utraconych ideałach”

Podpisz się imieniem lub pseudonimem. Dyskusja z 5 Anonimami nie ma sensu :)